czwartek, 4 kwietnia 2013

Miłość, pozory, czy wyrachowanie? - Fragment 9

Fragment 9
Aleksander (Samuel)

Wszyscy wyszli, a ja zastanawiałem się, co uczynić z wolnym i samotnym czasem. Zastanawiałem się też nad tym, jak ma na imię ta zadziorna blondynka. Imienia sobie nie przypomniałem, ale coś jednak mi zaświtało – mundurek, a przecież jak mundurek to i prywatne liceum. Usiadłem z laptopem na kanapie w salonie i zalogowałem się na portal internetowy, ten sam, na którym nie logowałem się od lat. Nasza Klasa nigdy nie była czymś, co budziło moją sympatię, czy też pozytywne uczucia, ale pod presją rówieśników dokonałem kiedyś rejestracji.

 „Może wreszcie to się na coś przyda” – pomyślałem. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to skrzynka odbiorcza i 247 nieprzeczytanych wiadomości – nie przeczytałem ani jednej. Wpisałem w wyszukiwarkę wszystkie prywatne znane mi szkoły po kolei i szukałem kobiety o imieniu na literę „A” i nieprzeciętnej urodzie. Znalazłem. Miała na imię Amanda. Napisałem wiadomość, o krótkiej i nic nieznaczącej treści zawierającej trzy pytania: Co tam u ciebie? Czy masz jakieś plany na dziś? Może zechciałabyś wpaść? Po około dwóch minutach odpisała, padły trzy odpowiedzi i jedno polecenie: Co tam u mnie zapytałeś z grzeczności. Chciałeś wiedzieć, co porabiam dziś, bo masz cichą nadzieję, że znajdę czas i na twoje trzecie pytanie odpiszę tak. Będę za jakieś półtorej godzinki u ciebie, ty szykujesz obiad i nie zapomnij o deserze – obiad bez deseru to jak być we Włoszech i nie zjeść spaghetti. Odpisałem: „To jesteśmy umówieni Amando”.
Na dole zauważyłem dobrze mi znane nazwisko – Dariusz Przybylski. Nie mogłem uwierzyć, że po tylu latach ten człowiek do mnie napisał, że mnie jeszcze pamięta. Odpisałem mu na wiadomość starszą nić pięć miesięcy i zabrałem się za szykowanie obiadu. Jedyną podpowiedzią, jaką miałem, było spaghetti oraz Włochy.
– No witam – powiedziałem z uśmiechem, gdy tylko otworzyłem drzwi.
– Cześć – odpowiedziała i podała mi swój turkusowy płaszczyk jesienny.
– Zapraszam cię do pokoju – powiedziałem, odwieszając jej płaszcz.
– Wow, no toś mnie zaskoczył. Myślałam, że nie weźmiesz tego obiadu na poważnie. No, ale skoro już tutaj jestem to sprawdzę, jak żeś się postarał – powiedziała, gdy dostrzegła dwa puste talerze i usiadła na kanapie w salonie.
– To może zacznijmy od wina – odparłem, nalewając do kieliszków.
– A co będziemy jeść? – zapytała.
– Stwierdziłem, że lubisz Włochy bo wspomniałaś o nich we wiadomości…
– To co z tego? – przerwała mi.
– Mogłaś wspomnieć o ruskich pierogach albo o francuskich frytkach, ale ty wspomniałaś o włoskim spaghetti – odpowiedziałem.
– Dobra, racja. Lubię Włochy, zadowolony, żeś taki domyślny? – zapytała.
– Szczerze to bardzo – powiedziałem, siadając naprzeciwko niej.
– Zapewne zaserwujesz nam spaghetti, zgadłam?
– Nie zgadłaś. Zaczekaj moment – odpowiedziałem i zostawiłem ją na kilka sekund samą, wróciłem z pizzą.
– Szczerze, nie wiem skąd wiedziałeś, ale uwielbiam pizzę, lecz staram się jej nie jeść wiesz? Bo ja to później muszę godzinami biegać, by ją zrzucić – odpowiedziała.
– Już wiem. Należysz do tego typu kobiet, co gdy dostają różę od mężczyzny robią mu awanturę o to, że pokłuły się o kolce. Gdy dostają śniadanie do łóżka, marudzą, że przez nie musiały wcześniej wstać. Kiedy zaprasza się ciebie do kina, trudno trafić w odpowiedni film. Może powiedź, co lubisz tak naprawdę, będzie nam łatwiej – odrzekłem.
– Nie wiem, co lubię i co jednocześnie mnie nie drażni. Może lepiej jedźmy, a nie rozmawiajmy bo to zawsze kończy się u nas pyskówką – powiedziała szczerze i nałożyła na swój talerz kawałek pizzy.
– Dla ciebie rozmowa oznacza walkę, prawda?
– A to źle? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
– Nie źle, ale tragicznie. Oczywiście słowna szermierka bywa ciekawa i fascynująca, ale sama walka bez powodu już nie – stwierdziłem.
– Zmieńmy temat, nie mówmy o mnie. Może o tobie co? – zapytała i od razu przeszła do pytań: – Czym się zajmujesz?
– Jestem lekarzem – odpowiedziałem.
– Specjalizacja? – dopytywała.
– Neurolog.
– To ten od głowy? – zapytała.
– Tak ten od głowy – potwierdziłem i uśmiechnąłem się do niej.
– To czemu mieszkasz tutaj? – zapytała.
– Co masz na myśli? – Z początku nie rozumiałem pytania.
– Neurolodzy nie zarabiają słabo, by wynajmować mieszkanie –odpowiedziała.
– To moje mieszkanie, jednak nie lubię być sam.
– Jak to, dlaczego? – dopytywała, przystawiając kieliszek do ust.
– Wychowałem się wśród ludzi, było ich dużo, podobnie w akademiku – zawsze ktoś był. Przywykłem aż tak do obecności innych, że nie umiem z tego zrezygnować – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
– Masz syndrom porzuconego dziecka czy jak? – zapytała bez zastanowienia.
– Akurat trafiłaś.
Jej oczy zrobiły się jak pięciozłotówki.
– Jezus, Olek, przepraszam – powiedziała to tylko dlatego, że tak wypada.
– Nie ma za co, nie mogłaś przecież wiedzieć. Nie przejmuj się tym. Jesteś sama? – zapytałem, by zmienić temat i szczerze byłem zainteresowany tym jaka padnie odpowiedź.
– Nie, mam rodzeństwo – odpowiedziała z figlarnym uśmiechem.
– Dobrze wiesz, że nie o to pytałem.
– Tak, jestem wolna, jeśli o to ci chodziło.
– Nie wierzę, taka kobieta jak ty i samotna. – Naprawdę nie mogłem w to uwierzyć.
– Widocznie mężczyźni boją się mojego piękna i inteligencji, wolą kobiety, które posiadają tylko jedno z dwóch. I nie zaprzeczaj, że jest inaczej.
– Uważasz, że prawdziwy facet boi się charakternej, pyskatej, inteligentnej i niebywale pięknej blondyny o turkusowych oczach? – zapytałem.
– Prawdziwy by się może i nie bał, ale w dzisiejszych czasach tacy są albo zajęci, albo ja ich po prostu nie spotykam. Czemu wybrałeś taki zawód?
– Przypadek. Czemu wybrałaś taką szkołę?
– Większe możliwości dostania się na studia, świetni pedagodzy, fachowi wręcz no i ten klimat szkoły, a nie ulicy – odpowiedziała.
– Twoi rówieśnicy częściej chyba wybierają miejsca, gdzie nie trzeba się uczyć, a łatwo zdać. No i w tamtych miejscach panuje klimat ciągłej zabawy i beztroski.
– Tak, tak i narkotyków, i seksu w toalecie,  gdzie małolaci spuszczają się zanim jeszcze włożą.
Aż zakrztusiłem się winem.
– Rozumiem, że chciałaś być od tego jak najdalej? – zapytałem. – To się chwali.
– Nie pochwalałbyś mnie, gdybyś mnie naprawdę znał.
– Pragnę poznać.
– Mnie czy moje ciało? – zapytała prosto z mostu.
– I jedno i drugie – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
– Pierwszy raz nie wiem, co odpowiedzieć. Widzisz, coś zrobił, zatkało mnie. Kurwa, nienawidzę tego uczucia, gdy nie wiem co powiedzieć.
– Nie klnij – zwróciłem jej uwagę.
– Dlaczego? – zapytała.
– Bo ani inteligentnej kobiecie, ani kulturalnemu mężczyźnie to nie pasuje – odpowiedziałem.
– Kim jesteś, by to oceniać?
– Kimś z kim rozmawiasz.
– Lubisz stawiać na swoim co? – rzuciła nagle takim pytaniem i tym razem to mnie zatkało.
– Nie wiem. Chyba nic za wszelką cenę – odpowiedziałem.
– Ale jednak, lubisz to. Takie poczucie wyższości i wielkości zarazem. Takie twoje zdanie i zgoda na nie przez kogoś innego. Nie zaprzeczaj, widać to z kilometra.
Wtedy przyznałem jej rację, wtedy miała rację. Dalsze tematy były już standardowe, o ulubionych filmach, muzyce, kolorze, trochę o modzie i o motoryzacji, o której miała jak na kobietę spore pojęcie. Później odprowadziłem ją do domu, okrężną drogą – przez park. Nie do opisania było moje zaskoczenie, gdy zaprosiła mnie do siebie. Zaraz potem powiedziała, że to nie jest bezinteresowne, że jej ściany potrzebują tapetowania, a ona sama nie uczyni im tego zaszczytu. Zgodziłem się.
– Ładny chłopczyk – powiedziałem, gdy opadając na łóżko ze zmęczenia dostrzegłem zdjęcia, wiszące na ścianie, a na jednym z nich bobasa. – Twój? – zapytałem.
– I nie i tak. Mój, ale brat – powiedziała. – Teraz już nie jest taki słodki – dodała i położyła się obok mnie, z tą różnicą, że moje nogi dotykały podłogi, a jej swobodnie wisiały nad ziemią.
– A ty jaka jesteś? Słodka i łagodna, czy ostra i nieobliczalna… – Obróciłem się w jej stronę.
– Powiedzmy, że pikantna i że jak na dziś, to wypiliśmy za dużo wina. Jedna butelka u ciebie, dwie i pół u mnie, ale co tam, ważne, by nigdy nie żałować, co ty na to? – zapytała.
– Jeśli rozumiesz to jak ja, to zrób to – odpowiedziałem i po raz drugi poczułem na swoich ustach jej usta. Nie trwało to jednak zbyt długo.
– Naleje ci jeszcze – powiedziała i ruszyła do stołu po kieliszki.
– Zamierzasz mnie upić i wykorzystać? – zapytałem.
– Być może. W takim razie chyba powinieneś się strzec – odpowiedziała, podając mi kieliszek.
To, co wydarzyło się potem, nie było planowane, ani z mojej, ani z jej strony. To była zbyt duża ilość alkoholu, połączona ze sporą namiętnością oraz doskonałą chwilą. Zasypiając, miałem ją śpiącą w moich objęciach. Patrzyłem na jej zamknięte powieki, później w sufit, aż w końcu mój wzrok padł na granatową tapetę, której założenie zajęło nam pół nocy, ponieważ ani ona, ani ja nie mieliśmy w tym żadnego doświadczenia. Uświadomiłem sobie, że to było pierwsze osiągnięcie, jakiego dokonaliśmy wspólnie. To była pierwsza rzecz, przy której nie toczyliśmy żadnej walki ani nawet potyczki, pierwszy raz współpracowaliśmy. Kolejnym razem ta współpraca wynikła podczas seksu, choć z początku i tutaj bawiliśmy się w wyścigi i w „kto jest lepszy”. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz