Fragment 9
Aleksander (Samuel)
Wszyscy wyszli, a ja zastanawiałem się, co uczynić z
wolnym i samotnym czasem. Zastanawiałem się też nad tym, jak ma na imię ta
zadziorna blondynka. Imienia sobie nie przypomniałem, ale coś jednak mi
zaświtało – mundurek, a przecież jak mundurek to i prywatne liceum. Usiadłem z
laptopem na kanapie w salonie i zalogowałem się na portal internetowy, ten sam,
na którym nie logowałem się od lat. Nasza Klasa nigdy nie była czymś, co budziło
moją sympatię, czy też pozytywne uczucia, ale pod presją rówieśników dokonałem
kiedyś rejestracji.
„Może
wreszcie to się na coś przyda” – pomyślałem. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy
to skrzynka odbiorcza i 247 nieprzeczytanych wiadomości – nie przeczytałem ani
jednej. Wpisałem w wyszukiwarkę wszystkie prywatne znane mi szkoły po kolei i
szukałem kobiety o imieniu na literę „A” i nieprzeciętnej urodzie. Znalazłem.
Miała na imię Amanda. Napisałem wiadomość, o krótkiej i nic nieznaczącej treści
zawierającej trzy pytania: Co tam u ciebie? Czy masz jakieś plany na dziś? Może
zechciałabyś wpaść? Po około dwóch minutach odpisała, padły trzy odpowiedzi i
jedno polecenie: Co tam u mnie zapytałeś z grzeczności. Chciałeś wiedzieć, co
porabiam dziś, bo masz cichą nadzieję, że znajdę czas i na twoje trzecie
pytanie odpiszę tak. Będę za jakieś półtorej godzinki u ciebie, ty szykujesz
obiad i nie zapomnij o deserze – obiad bez deseru to jak być we Włoszech i nie
zjeść spaghetti. Odpisałem: „To jesteśmy umówieni Amando”.
Na dole zauważyłem dobrze mi znane nazwisko –
Dariusz Przybylski. Nie mogłem uwierzyć, że po tylu latach ten człowiek do mnie
napisał, że mnie jeszcze pamięta. Odpisałem mu na wiadomość starszą nić pięć
miesięcy i zabrałem się za szykowanie obiadu. Jedyną podpowiedzią, jaką miałem,
było spaghetti oraz Włochy.
– No witam – powiedziałem z uśmiechem, gdy tylko
otworzyłem drzwi.
– Cześć – odpowiedziała i podała mi swój turkusowy
płaszczyk jesienny.
– Zapraszam cię do pokoju – powiedziałem,
odwieszając jej płaszcz.
– Wow, no toś mnie zaskoczył. Myślałam, że nie
weźmiesz tego obiadu na poważnie. No, ale skoro już tutaj jestem to sprawdzę,
jak żeś się postarał – powiedziała, gdy dostrzegła dwa puste talerze i usiadła
na kanapie w salonie.
– To może zacznijmy
od wina – odparłem, nalewając do kieliszków.
– A co będziemy jeść? – zapytała.
– Stwierdziłem, że lubisz Włochy bo wspomniałaś o
nich we wiadomości…
– To co z tego? – przerwała mi.
– Mogłaś wspomnieć o ruskich pierogach albo o
francuskich frytkach, ale ty wspomniałaś o włoskim spaghetti – odpowiedziałem.
– Dobra, racja. Lubię Włochy, zadowolony, żeś taki
domyślny? – zapytała.
– Szczerze to bardzo – powiedziałem, siadając
naprzeciwko niej.
– Zapewne zaserwujesz nam spaghetti, zgadłam?
– Nie zgadłaś. Zaczekaj moment – odpowiedziałem i
zostawiłem ją na kilka sekund samą, wróciłem z pizzą.
– Szczerze, nie wiem skąd wiedziałeś, ale uwielbiam
pizzę, lecz staram się jej nie jeść wiesz? Bo ja to później muszę godzinami
biegać, by ją zrzucić – odpowiedziała.
– Już wiem. Należysz do tego typu kobiet, co gdy
dostają różę od mężczyzny robią mu awanturę o to, że pokłuły się o kolce. Gdy
dostają śniadanie do łóżka, marudzą, że przez nie musiały wcześniej wstać.
Kiedy zaprasza się ciebie do kina, trudno trafić w odpowiedni film. Może
powiedź, co lubisz tak naprawdę, będzie nam łatwiej – odrzekłem.
– Nie wiem, co lubię i co jednocześnie mnie nie
drażni. Może lepiej jedźmy, a nie rozmawiajmy bo to zawsze kończy się u nas
pyskówką – powiedziała szczerze i nałożyła na swój talerz kawałek pizzy.
– Dla ciebie rozmowa oznacza walkę, prawda?
– A to źle? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
– Nie źle, ale tragicznie. Oczywiście słowna
szermierka bywa ciekawa i fascynująca, ale sama walka bez powodu już nie –
stwierdziłem.
– Zmieńmy temat, nie mówmy o mnie. Może o tobie co?
– zapytała i od razu przeszła do pytań: – Czym się zajmujesz?
– Jestem lekarzem – odpowiedziałem.
– Specjalizacja? – dopytywała.
– Neurolog.
– To ten od głowy? – zapytała.
– Tak ten od głowy – potwierdziłem i uśmiechnąłem
się do niej.
– To czemu mieszkasz tutaj? – zapytała.
– Co masz na myśli? – Z początku nie rozumiałem
pytania.
– Neurolodzy nie zarabiają słabo, by wynajmować
mieszkanie –odpowiedziała.
– To moje mieszkanie, jednak nie lubię być sam.
– Jak to, dlaczego? – dopytywała, przystawiając
kieliszek do ust.
– Wychowałem się wśród ludzi, było ich dużo,
podobnie w akademiku – zawsze ktoś był. Przywykłem aż tak do obecności innych,
że nie umiem z tego zrezygnować – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
– Masz syndrom porzuconego dziecka czy jak? –
zapytała bez zastanowienia.
– Akurat trafiłaś.
Jej oczy zrobiły się jak pięciozłotówki.
– Jezus, Olek, przepraszam – powiedziała to tylko
dlatego, że tak wypada.
– Nie ma za co, nie mogłaś przecież wiedzieć. Nie
przejmuj się tym. Jesteś sama? – zapytałem, by zmienić temat i szczerze byłem
zainteresowany tym jaka padnie odpowiedź.
– Nie, mam rodzeństwo – odpowiedziała z figlarnym
uśmiechem.
– Dobrze wiesz, że nie o to pytałem.
– Tak, jestem wolna, jeśli o to ci chodziło.
– Nie wierzę, taka kobieta jak ty i samotna. –
Naprawdę nie mogłem w to uwierzyć.
– Widocznie mężczyźni boją się mojego piękna i
inteligencji, wolą kobiety, które posiadają tylko jedno z dwóch. I nie
zaprzeczaj, że jest inaczej.
– Uważasz, że prawdziwy facet boi się charakternej,
pyskatej, inteligentnej i niebywale pięknej blondyny o turkusowych oczach? –
zapytałem.
– Prawdziwy by się może i nie bał, ale w
dzisiejszych czasach tacy są albo zajęci, albo ja ich po prostu nie spotykam.
Czemu wybrałeś taki zawód?
– Przypadek. Czemu wybrałaś taką szkołę?
– Większe możliwości dostania się na studia, świetni
pedagodzy, fachowi wręcz no i ten klimat szkoły, a nie ulicy – odpowiedziała.
– Twoi rówieśnicy częściej chyba wybierają miejsca,
gdzie nie trzeba się uczyć, a łatwo zdać. No i w tamtych miejscach panuje
klimat ciągłej zabawy i beztroski.
– Tak, tak i narkotyków, i seksu w toalecie, gdzie małolaci spuszczają się zanim jeszcze
włożą.
Aż zakrztusiłem się winem.
– Rozumiem, że chciałaś być od tego jak najdalej? –
zapytałem. – To się chwali.
– Nie pochwalałbyś mnie, gdybyś mnie naprawdę znał.
– Pragnę poznać.
– Mnie czy moje ciało? – zapytała prosto z mostu.
– I jedno i drugie – odpowiedziałem zgodnie z
prawdą.
– Pierwszy raz nie wiem, co odpowiedzieć. Widzisz,
coś zrobił, zatkało mnie. Kurwa, nienawidzę tego uczucia, gdy nie wiem co
powiedzieć.
– Nie klnij – zwróciłem jej uwagę.
– Dlaczego? – zapytała.
– Bo ani inteligentnej kobiecie, ani kulturalnemu
mężczyźnie to nie pasuje – odpowiedziałem.
– Kim jesteś, by to oceniać?
– Kimś z kim rozmawiasz.
– Lubisz stawiać na swoim co? – rzuciła nagle takim
pytaniem i tym razem to mnie zatkało.
– Nie wiem. Chyba nic za wszelką cenę –
odpowiedziałem.
– Ale jednak, lubisz to. Takie poczucie wyższości i
wielkości zarazem. Takie twoje zdanie i zgoda na nie przez kogoś innego. Nie
zaprzeczaj, widać to z kilometra.
Wtedy przyznałem jej rację, wtedy miała rację.
Dalsze tematy były już standardowe, o ulubionych filmach, muzyce, kolorze,
trochę o modzie i o motoryzacji, o której miała jak na kobietę spore pojęcie.
Później odprowadziłem ją do domu, okrężną drogą – przez park. Nie do opisania
było moje zaskoczenie, gdy zaprosiła mnie do siebie. Zaraz potem powiedziała,
że to nie jest bezinteresowne, że jej ściany potrzebują tapetowania, a ona sama
nie uczyni im tego zaszczytu. Zgodziłem się.
– Ładny chłopczyk – powiedziałem, gdy opadając na
łóżko ze zmęczenia dostrzegłem zdjęcia, wiszące na ścianie, a na jednym z nich
bobasa. – Twój? – zapytałem.
– I nie i tak. Mój, ale brat – powiedziała. – Teraz
już nie jest taki słodki – dodała i położyła się obok mnie, z tą różnicą, że
moje nogi dotykały podłogi, a jej swobodnie wisiały nad ziemią.
– A ty jaka jesteś? Słodka i łagodna, czy ostra i
nieobliczalna… – Obróciłem się w jej stronę.
– Powiedzmy, że pikantna i że jak na dziś, to
wypiliśmy za dużo wina. Jedna butelka u ciebie, dwie i pół u mnie, ale co tam,
ważne, by nigdy nie żałować, co ty na to? – zapytała.
– Jeśli rozumiesz to jak ja, to zrób to –
odpowiedziałem i po raz drugi poczułem na swoich ustach jej usta. Nie trwało to
jednak zbyt długo.
– Naleje ci jeszcze – powiedziała i ruszyła do stołu
po kieliszki.
– Zamierzasz mnie upić i wykorzystać? – zapytałem.
– Być może. W takim razie chyba powinieneś się
strzec – odpowiedziała, podając mi kieliszek.
To, co wydarzyło się potem,
nie było planowane, ani z mojej, ani z jej strony. To była zbyt duża ilość
alkoholu, połączona ze sporą namiętnością oraz doskonałą chwilą. Zasypiając,
miałem ją śpiącą w moich objęciach. Patrzyłem na jej zamknięte powieki, później
w sufit, aż w końcu mój wzrok padł na granatową tapetę, której założenie zajęło
nam pół nocy, ponieważ ani ona, ani ja nie mieliśmy w tym żadnego
doświadczenia. Uświadomiłem sobie, że to było pierwsze osiągnięcie, jakiego
dokonaliśmy wspólnie. To była pierwsza rzecz, przy której nie toczyliśmy żadnej
walki ani nawet potyczki, pierwszy raz współpracowaliśmy. Kolejnym razem ta
współpraca wynikła podczas seksu, choć z początku i tutaj bawiliśmy się w
wyścigi i w „kto jest lepszy”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz