Fragment rozdziału pierwszego!
Amanda (Magdalena)
Amanda (Magdalena)
Aleksander Górski – człowiek z pozycją, honorem i zawodem.
Taki rudawy, ten kolor włosów zawsze mi u niego przeszkadzał, ale w połączeniu
z jego szczerym uśmiechem nadawał mu uroku. Jego portfel także dodawał mu
uroku, ale miał coś więcej niż pieniądze, miał klasę. Samo to jak się poruszał
świadczyło o jego pewności siebie. Byłby idealnym sponsorem, bo jest ciepły i
kochający. Nie, nie byłby idealnym sponsorem, te cechy wykluczają go jako taki
rodzaj męskiego szowinizmu. Może byłby dobrym mężem? Nie, raczej nie. Z
pewnością nie. Jest zbyt władczy czasami i zbyt staroświecki w swoich
poglądach, ale może jednak trafi się kiedyś kobieta, która go okiełzna i
postawi w większości sporów na swoim. Na ten czas wiem z pewnością jedno – nie
mnie będzie dane się będzie o tym przekonać. Już dziś przecież wiem, że
Aleksander Górski pozostanie jedynie moim przyjacielem i nigdy nie będzie nikim
więcej. Ot tak – kochanek do łóżka, towarzysz zakupów, „konwersator” przy pizzy
lub winie, ale nikt ponad to.
Cholera! Skoro tak o nim myślę, to dlaczego
zgodziłam się z nim być? Bo inaczej nici z tego seksu, wina, rozmów? Nie, to
nie dlatego… On mnie po prostu przyciągał, pociągał i wiązał przy sobie. Z jednej
strony wiedziałam, że dla własnego bezpieczeństwa powinnam zakończyć z nim znajomość
jak najszybciej, lub zagrać w otwarte karty i pozwolić mu być tylko kumplem. Z
drugiej strony nie umiałabym tego zakończyć, nie chciała bym, bo mnie zawsze pociągało
niewiadome, zwłaszcza gdy cholernie ciekawiło, a w tym wypadku ciekawiło jak
cholera. Interesowało mnie jak to wszystko się zakończy, bo że się rozpocznie,
to wiedziałam już od pierwszego spotkania. Od chwili gdy jego wzrok spotkał się
z moim na tej Kamila imprezie, to był ułamek sekundy… gdyby to było nasze
ostatnie spotkanie to bym sobie go odpuściła. Ja nawet po drugim chciałam sobie
odpuścić, ale nie… musiało nadarzyć się trzecie i ten cholerny pocałunek, ale i
po tym pocałunku miałam jeszcze dość siły, by t przerwać, ale on miał inne
plany! On musiał jak zwykle po swojemu. Wynalazł mnie, zaprosił, zagadał… i tak
już zostało.
– Co mnie rysujesz po tym ramieniu? – zapytał, a ja
dopiero zdałam sobie sprawę, że palcem tworze na jego skórze esy floresy.
– Nie, nic, przepraszam – odpowiedziałam i położyłam się
na plecach.
– Nie szkodzi. – Aleks był sympatyczny, jak zawsze rano po
dobrym seksie.
– Przyjemnie
łaskotało, pokaże ci. – Jak powiedział tak zrobił. Podparł się na ramieniu i
tak eso floresował po moim dekolcie.
– Jesteś piękna –
usłyszałam w chwili, gdy zaczęłam się śmiać, bo jego dotyk był tak delikatny,
że aż łaskotał.
– Przestań! – zakomunikowałam głośno, ale nadal z
uśmiechem na ustach. Pochwyciłam jego dużą, męską dłoń w swoją rączkę. – Musimy
wstawać – stwierdziłam.
– No, niestety. Praca wzywa.
– No właśnie, ja też dziś pracuje. Odbierzesz mnie z tego
biurowca?
– Z chęcią, ale nie dam rady.
– Szkoda, bo moglibyśmy tak, wiesz… – zaczęłam.
– Oddać się chwili – dokończył i znów mnie dotykał.
– Tak, właśnie. Mogłoby być romantycznie, tak w tym, no, w
schowanku na szczotki – wypaliłam nagle, a on aż opadł na plecy ze śmiechu.
– Podziwiam cię. Potrafisz każdemu pozytywowi, nadać
negatywnego wydźwięku.
– Ja idę pod prysznic, ty robisz śniadanie – oznajmiłam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz