Fragment 10
Aleksander (Samuel)
Za namową wychowawców z domu dziecka zasiedliśmy z Amanda do
stołu wraz z dzieciakami na parę chwil. Potem pojechaliśmy do mieszkania, w
którym Amanda się wychowała. Drzwi otworzył nam mały chłopczyk o bystrych
zielonych oczach i czarnych jak smoła włosach.
– Cześć
siostra i cześć ty – przywitał się. – Proszę wejdźcie – dodał.
– Boże, jakiś
ty gościnny. Czemu nam otworzyłeś, nie wiesz, że obcym się nie otwiera –
zwróciła mu uwagę Amanda. – Jesteście sami? – zapytała.
– Zwolnij –
powiedział błagalnym tonem. – Wiedziałem, że to ty, bo podstawiłem taboret i
widziałem cię z szkiełku.
– Gdzie jest
mama? – zapytała Amanda.
– Wyszła,
chwile temu, tak z pół bajki temu – wyjaśnił drugi chłopiec, który właśnie
przybiegł do przedpokoju, a wyglądał identycznie jak jego brat.
– Ja cię,
bliźniaki, ale podobni – skomentowałem.
– Zostawiła
was samych z Igorem? – zdziwiła się moja dziewczyna.
– Musiała iść
do koleżanki po lekarstwo na ból głowy, bo ją napierdalała – odpowiedział ten
pierwszy, jak się później okazało, na imię miał Paweł.
– Nie
przeklinaj – powiedziała Amanda. –
Sorry, Aleks, ja wiem jak to wygląda, ale…
– Nie przejmuj się. Nie takie rzeczy w życiu
widziałem. Nie zapominaj, że pochodzę z domu dziecka, tak? To jak, mistrzu,
jaką bajkę oglądaliście? – zwróciłem się do chłopców.
– Kosmiczny
mecz – odpowiedział. – A Igor z nami ogląda i nie śpi.
– Igor jest najmłodszy tak? – zapytałem
dla pewności.
– Tak, ja
jestem Piotr, ten tu to Paweł, a ten mały w śpiochach to Igor – przedstawił
wszystkich Piotruś.
– Lubicie
jajko Kinder? – zapytałem.
– Pewnie, a
masz?
– Nawet kilka. Cała torba słodyczy dla was,
podzielcie się jakoś sprawiedliwie.
– Po pół, bo
Igor je tylko czasem słodycze i mało – odpowiedział Pawełek i rzucili się do
siatki.
– Wejdźmy może
do pokoju – zaproponowała Amanda, a gdy tam weszliśmy, mały chłopiec o jasnych
blond włoskach od razu wyciągnął do mnie rączki. – Chyba cię lubi –
skomentowała moja dziewczyna.
– No pewnie,
że lubi. Zrobimy samolot? – zapytałem i wziąłem go na ręce.
– Teraz już ci
nie da spokoju – skomentowała Amanda. – Paweł, Piotr, czemu tu jest taki syf?
– Daj im
spokój, to tylko zabawki.
– Ta, jasne,
wszystkie kredki na dywanie, klocki na całym łóżku, ale ok, dobrze, że ja tego
nie będę sprzątała.
– My też nie –
powiedzieli chórem maluchy.
– Dostałem
piłkę pod choinkę. Ej, ty zagrasz z nami? – zapytał, nie wiem który, bo nie
mogłem ich rozróżnić, gdy się tak wymieszali.
– Nie mówi się
do dorosłych na ty – zwróciła mu uwagę Amanda.
– To jak mam
mówić?– dopytywał się.
– Możesz Aleks
– odpowiedziałem.
– To prawie
jak na ty, a ja nie mam pamięci do imion – powiedział ten drugi. – To chodź
zagrać! – krzyknął.
– Idę, idę.
Przepraszam, kochanie, na moment – pocałowałem Amandę w policzek i ruszyłem za
chłopakami do pustego, długiego korytarza.
– To ja zrobię
w tym czasie herbatkę. Czy wszyscy chcą? – zapytała Amanda i oczywiście wszyscy
odpowiedzieli twierdząco.
– Do jedzenia
też coś chcecie? – zapytała.
– Tej sałatki,
co z mamą robiliśmy ja chcę – powiedział jeden z bliźniaków, kopiąc w moją
stronę piłkę.
– Ja dziękuję,
ale możesz mi nalać teraz czegoś zimnego, jeśli jest – krzyknąłem w kierunku
kuchni.
– Jest woda
smakowa, może być? – zapytała.
– Może.
– To zerknij
na chwilę na tego małego, a ja im nałożę i wszystko zrobię.
– Nie ma
sprawy – odpowiedziałem, wciąż grając z chłopakami.
– Kulululu –
powiedział maluch, idący w naszym kierunku na chwiejnych nóżkach i trzymając
się ściany.
– Ej, Amanda,
on chodzi? – zapytałem.
– Ma rok, to
chodzi, w piłkę też gra i czasem nawet trochę mówi, ale większości nie zrozumiesz!
– odkrzyknęła.
– Acha –
zdziwiłem się.
– Chłopaki, a
wy byliście kiedyś na pasterce? – zapytałem chłopców.
– A co to
takiego? – odpowiedział jeden z nich.
– Taka msza w
kościele z powodu tego, że Jezus się urodził.
– Ja wiem, kto
to Jezus, ale nie widziałem jak się rodził – odpowiedział drugi.
– To tam
czytają na początku samym, jak to było, gdy się rodził, jakby taka bajka.
Później się śpiewa kolędy – wyjaśniałem, kucając przed nimi, a oni patrzyli na
mnie jakbym mówił w innym języku.
– Ja lubię kolędy słuchać.
– A ja
śpiewać.
– No to załatwione, pójdziemy dzisiaj na
pasterkę. Amanda słyszałaś!? – krzyknąłem.
– Nie ma mowy,
ja się nie godzę.
– Plosimy –
powiedzieli zgodnie chłopcy.
– Jest zimno –
mówiła Amanda, chodząc od kuchni do pokoju i zanosząc wszystko. – Poza tym Igor
jest mały, będzie spał.
– No to będzie
spał w wózku. Albo będę go nosił jak wolisz.
– Uparłeś się,
co? – zapytała.
– My też –
poparli mnie chłopcy.
– Niech wam
będzie, ale wy dwaj to się musicie umyć, bo jesteście cali brudni od jakiś farb
i kredek. Z dziećmi, co wyglądają jakby na wodę miały uczulenie, nigdzie nie
idę – poleciła Amanda.
– Pomożesz
nam? – zapytał jeden z chłopców.
– Bo my zawsze
się myjemy, a i tak jesteśmy brudni – wyjaśnił drugi.
– Dobrze tylko
Igora zaniesiemy waszej siostrze – odpowiedziałem.
– Olek, puść
go, on chodzi sam, nie musisz go nosić – stwierdziła.
– Ale jeszcze
się przewróci. Poza tym im dzieci później chodzą, tym lepiej, bo nie
nadwyrężają tak kręgosłupa – powiedziałem, podając małego Amandzie.
– Będziesz
nadopiekuńczym ojcem.
– To lepiej
niż żadnym, prawda? – zapytałem.
– Prawda. Leć
już do nich, bo łazienkę całę zaleją. Wydaje mi się, że już słyszę wodę –
odpowiedziała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz