czwartek, 4 kwietnia 2013

Amandy bracia - Fragment 10

Fragment 10
Aleksander (Samuel)


Za namową wychowawców z domu dziecka zasiedliśmy z Amanda do stołu wraz z dzieciakami na parę chwil. Potem pojechaliśmy do mieszkania, w którym Amanda się wychowała. Drzwi otworzył nam mały chłopczyk o bystrych zielonych oczach i czarnych jak smoła włosach.
        – Cześć siostra i cześć ty – przywitał się. – Proszę wejdźcie – dodał.
        – Boże, jakiś ty gościnny. Czemu nam otworzyłeś, nie wiesz, że obcym się nie otwiera – zwróciła mu uwagę Amanda. – Jesteście sami? – zapytała.

        – Zwolnij – powiedział błagalnym tonem. – Wiedziałem, że to ty, bo podstawiłem taboret i widziałem cię z szkiełku.
        – Gdzie jest mama? – zapytała Amanda.
        – Wyszła, chwile temu, tak z pół bajki temu – wyjaśnił drugi chłopiec, który właśnie przybiegł do przedpokoju, a wyglądał identycznie jak jego brat.
        – Ja cię, bliźniaki, ale podobni – skomentowałem.
        – Zostawiła was samych z Igorem? – zdziwiła się moja dziewczyna.
        – Musiała iść do koleżanki po lekarstwo na ból głowy, bo ją napierdalała – odpowiedział ten pierwszy, jak się później okazało, na imię miał Paweł.
        – Nie przeklinaj – powiedziała Amanda. –  Sorry, Aleks, ja wiem jak to wygląda, ale…
        – Nie przejmuj się. Nie takie rzeczy w życiu widziałem. Nie zapominaj, że pochodzę z domu dziecka, tak? To jak, mistrzu, jaką bajkę oglądaliście? – zwróciłem się do chłopców.
        – Kosmiczny mecz – odpowiedział. – A Igor z nami ogląda i nie śpi.
        – Igor jest najmłodszy tak? – zapytałem dla pewności.
        – Tak, ja jestem Piotr, ten tu to Paweł, a ten mały w śpiochach to Igor – przedstawił wszystkich Piotruś.
        – Lubicie jajko Kinder? – zapytałem.
        – Pewnie, a masz?
        – Nawet kilka. Cała torba słodyczy dla was, podzielcie się jakoś sprawiedliwie.
        – Po pół, bo Igor je tylko czasem słodycze i mało – odpowiedział Pawełek i rzucili się do siatki.
        – Wejdźmy może do pokoju – zaproponowała Amanda, a gdy tam weszliśmy, mały chłopiec o jasnych blond włoskach od razu wyciągnął do mnie rączki. – Chyba cię lubi – skomentowała moja dziewczyna.
        – No pewnie, że lubi. Zrobimy samolot? – zapytałem i wziąłem go na ręce.
        – Teraz już ci nie da spokoju – skomentowała Amanda. – Paweł, Piotr, czemu tu jest taki syf?
        – Daj im spokój, to tylko zabawki.
        – Ta, jasne, wszystkie kredki na dywanie, klocki na całym łóżku, ale ok, dobrze, że ja tego nie będę sprzątała.
        – My też nie – powiedzieli chórem maluchy.
        – Dostałem piłkę pod choinkę. Ej, ty zagrasz z nami? – zapytał, nie wiem który, bo nie mogłem ich rozróżnić, gdy się tak wymieszali.
        – Nie mówi się do dorosłych na ty – zwróciła mu uwagę Amanda.
        – To jak mam mówić?– dopytywał się.
        – Możesz Aleks – odpowiedziałem.
        – To prawie jak na ty, a ja nie mam pamięci do imion – powiedział ten drugi. – To chodź zagrać! – krzyknął.
        – Idę, idę. Przepraszam, kochanie, na moment – pocałowałem Amandę w policzek i ruszyłem za chłopakami do pustego, długiego korytarza.
        – To ja zrobię w tym czasie herbatkę. Czy wszyscy chcą? – zapytała Amanda i oczywiście wszyscy odpowiedzieli twierdząco.
        – Do jedzenia też coś chcecie? – zapytała.
        – Tej sałatki, co z mamą robiliśmy ja chcę – powiedział jeden z bliźniaków, kopiąc w moją stronę piłkę.
        – Ja dziękuję, ale możesz mi nalać teraz czegoś zimnego, jeśli jest – krzyknąłem w kierunku kuchni.
        – Jest woda smakowa, może być? – zapytała.
        – Może.
        – To zerknij na chwilę na tego małego, a ja im nałożę i wszystko zrobię.
        – Nie ma sprawy – odpowiedziałem, wciąż grając z chłopakami.
        – Kulululu – powiedział maluch, idący w naszym kierunku na chwiejnych nóżkach i trzymając się ściany.
        – Ej, Amanda, on chodzi? – zapytałem.
        – Ma rok, to chodzi, w piłkę też gra i czasem nawet trochę mówi, ale większości nie zrozumiesz! – odkrzyknęła.
        – Acha – zdziwiłem się.
        – Chłopaki, a wy byliście kiedyś na pasterce? – zapytałem chłopców.
        – A co to takiego? – odpowiedział jeden z nich.
        – Taka msza w kościele z powodu tego, że Jezus się urodził.
        – Ja wiem, kto to Jezus, ale nie widziałem jak się rodził – odpowiedział drugi.
        – To tam czytają na początku samym, jak to było, gdy się rodził, jakby taka bajka. Później się śpiewa kolędy – wyjaśniałem, kucając przed nimi, a oni patrzyli na mnie jakbym mówił w innym języku.
        – Ja lubię kolędy słuchać.
        – A ja śpiewać.
        – No to załatwione, pójdziemy dzisiaj na pasterkę. Amanda słyszałaś!? – krzyknąłem.
        – Nie ma mowy, ja się nie godzę.
        – Plosimy – powiedzieli zgodnie chłopcy.
        – Jest zimno – mówiła Amanda, chodząc od kuchni do pokoju i zanosząc wszystko. – Poza tym Igor jest mały, będzie spał.
        – No to będzie spał w wózku. Albo będę go nosił jak wolisz.
        – Uparłeś się, co? – zapytała.
        – My też – poparli mnie chłopcy.
        – Niech wam będzie, ale wy dwaj to się musicie umyć, bo jesteście cali brudni od jakiś farb i kredek. Z dziećmi, co wyglądają jakby na wodę miały uczulenie, nigdzie nie idę – poleciła Amanda.
        – Pomożesz nam? – zapytał jeden z chłopców.
        – Bo my zawsze się myjemy, a i tak jesteśmy brudni – wyjaśnił drugi.
        – Dobrze tylko Igora zaniesiemy waszej siostrze – odpowiedziałem.
        – Olek, puść go, on chodzi sam, nie musisz go nosić – stwierdziła.
        – Ale jeszcze się przewróci. Poza tym im dzieci później chodzą, tym lepiej, bo nie nadwyrężają tak kręgosłupa – powiedziałem, podając małego Amandzie.
        – Będziesz nadopiekuńczym ojcem.
        – To lepiej niż żadnym, prawda? – zapytałem.
        – Prawda. Leć już do nich, bo łazienkę całę zaleją. Wydaje mi się, że już słyszę wodę – odpowiedziała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz