czwartek, 4 kwietnia 2013

Sex, może łączyć, ale i dzielić - Fragment 14 i 15

Fragment 14
Amanda (Magdalena)

Teraz kiedy siedziałam sama w sypialni i wkładałam swoje równo złożone ubrania do walizki przypomniał mi się początek tego dnia. Dzień był ciepły, zwyczajny. Nie dało się przewidzieć jak bardzo tragiczne będzie jego zakończenie. Pamiętałam z niego ciepłe powitanie, czuły pocałunek z samego rana, na tak zwane dzień dobry. Później taca ze śniadaniem wylądowała na stoliku nocnym. Doceniłam to wtedy dwukrotnie. Po pierwsze bo Aleks bardzo rzadko sprawiał mi ten zaszczyt i samodzielnie przygotowywał śniadania, a po drugie bo jeszcze rzadziej serwował mi je do łóżka. Każdy kto oglądałby tą scenkę uznałby nas za diabelsko szczęśliwych, za udanych tak bardzo, że to aż znajdowało się na pograniczu grzechu i nieprzyzwoitości. Nikt z widzów nie spodziewałby się nawet w najgorszych snach tego co nastąpiło za kilka godzin.

Pakując rzeczy chłopców dotknęłam dłonią swojego wciąż rozpalonego policzka. Łza wyciekła mi z oczu, nie potrafiłam jej tam zatrzymać. Popłynęła po tym rozgrzanym kawałku mojego ciała, po czym poczułam jej słony smak w kąciku swoich ust. Przez chwilę zastanawiałam się czy spakowałam wszystko, czy warto było pakować cokolwiek. Aleksa nie było w domu, a ja nie byłam pewna czy chce uciekać niczym złodziej, który ma ten przywilej krycia się w cieniu mroku nocy. Mimowolnie moja dłoń znów docisnęła się do rozgrzanego policzka powodując ból. Ten ból był odczuciem, który się nasilał i niebanalnie przypominał o poczuciu krzywdy. Chociaż nie… bardziej było to poczuciem winy, krzywdę bowiem to ja wyrządziłam i to jedynemu mężczyźnie, na którym mi naprawdę zależało. Przypomniałam sobie dokładnie ten moment gdy siła uderzenia odwróciła moją twarz w prawą stronę, a kawałek mojego ciała zapłonął. Patrzyłam wtedy na zebrę – wzór moich papci. Łatwiej było mi wtedy patrzeć pod własne stopy niż spojrzeć jemu choć raz w oczy. Powracając do przeszłości usłyszałam jego słowa, odbijały się echem w mojej głowie i niosły z sobą bardzo ważny przekaz. Przekaz pod tytułem „Moja wina”.
– Spójrz na mnie – zaczął spokojnie, ale kiedy na niego zerknęłam. Właściwie to mój wzrok dojechał tylko do jego nagiego torsu i z powrotem wbił się w podłogę.
– Spójrz mi w oczy do cholery! – krzyknął, ale nie na tyle głośno na ile potrafił.
– Nawet na to nie zasługuje twoim zdaniem? – zapytał smutno, cicho. Wejrzałam mu w oczy na krótką chwilę. Widziałam te szkliste spojrzenie mojego męża przez łzy, które już dawno zagościły w moich oczach.
– Coś ty Amanda narobiła? – zapytał retorycznie intensywnie wbijając we mnie wzrok. To jego spojrzenie było pełne smutku, pełne zawodu, ale nie było w nim złości, ni cienia nienawiści.
Później jego bluza otuliła jego tors, a on wybiegł z domu. Zerknęłam do okna. Widziałam jak jego postać się oddala. Chciałam jeszcze krzyknąć, Bóg mi świadkiem, że chciałam to zmienić, naprawić, jakoś poukładać, ale strach i poczucie winy mnie sparaliżowało. Nie mogłam zatruwać mu życia, nie mogłam wymagać by po tym wszystkim wybaczył i ze mną był.
Potarłam drogocenny kruszec dwoma palcami. Widziałam intensywność białego złota mieniącego się na moim palcu serdecznym. Zdjęłam ten krążek i położyłam na ławie w salonie. Walizkę i dwie torby ułożyłam już przy drzwiach. Powróciłam do sypialni by odszukać kolejną walizkę. Musiałam jeszcze spakować kilka przydatnych rzeczy – typu pampersy, mleko, oliwki dla bliźniaków. Usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwi wejściowych, później dokładnie wyczuwałam czyjąś obecność za moimi plecami.
– Rozpakuj się – padło krótkie polecenie.
– Rozpakuj się, powiedziałem – Aleks powtórzył bardziej natarczywym tonem.
Ja dalej robiłam swoje i starałam się nie zwracać na niego swojej uwagi. Tym razem układałam w walizce równo złożone dwa kocyki. Jeden w spidermana, a drugi w ben10.
– Chodzi o ten policzek? – padło pytanie, a ja myślałam, że się przesłyszałam.
– Spójrz na mnie do jasnej cholery. – To nie był krzyk, bardziej prośba skierowana w moim kierunku. Podniosłam wzrok, wciąż klęcząc na podłodze przy czarnej niewielkiej walizce. Ujrzałam mojego męża stojącego nade mną, ociekał potem co tylko mnie utwierdziło w przekonaniu,  że biegał.
– Słucham – rzekłam stając naprzeciwko niego.
– To ja słucham, co takiego moja żona ma mi do powiedzenia?
– Tylko tyle, że życzę ci powodzenia – wyszeptałam przez łzy.
– Usiądź – polecił i wskazał na łóżko w naszej sypialni.
– Odwieziesz mnie, czy pozwolisz bym zabrała samochód, a potem go odbierzesz? – zapytałam wciąż stojąc naprzeciw niego.
– Prosiłem chyba byś usiadła – usłyszałam w odpowiedzi.
– Olek, ale to o co pytam jest ważne.
– Dobrze, dokąd zamierzasz iść? – zapytał
– Do mamy.
– Jesteś tego pewna, że chce się wyprowadzić razem z chłopcami?
– Nie, ale ty tego chcesz…
– Nie mów za mnie czego chce! – Przerwał mi ostrym tonem. – Siadaj, powiedziałem – dodał po chwili. Zajęłam więc miejsce na łóżku choć było mi to obojętne.
– Jesteś moją żoną od trzech tygodni, a już chcesz się wyprowadzić? – zapytał.
– Nie wiem czego chce – odpowiedziałam.
– Żadna nowość. Zdajmy się więc na moją wiedzę, bo ja wiem czego chcę. Oczekuje, że moja żona i moi synowie zostaną w domu, przy mnie. Rozpakuj więc walizki, proszę – stwierdził wychodząc.
Nie wiem czemu zrobiłam to o co prosił bez wahania. Może w głębi duszy pragnęłam by mi wybaczył, by mnie zatrzymał. Jednak jego spokój był dziwnie niepokojący.
– Rozpakowana? – zapytał stając w drzwiach z butelką piwa.
– Od kiedy pijasz prosto z butelki? – zapytałam tego mężczyznę ukrytego w pół mroku, tego któremu trzy tygodnie temu przysięgałam miłość, wierność i uczciwość małżeńską.
– Od wtedy od kiedy żona mnie zdradza.
– To był raz, tłumaczyłam ci już – wyszeptałam.
– Tego się nie da moja droga wytłumaczyć.
– Nie byłam wtedy twoją żoną – wypowiedziałam dla obrony.
– Nie byłaś moją żoną do cholery! To kim dla mnie byłaś co!? – krzyknął podchodząc do mnie szybkim krokiem. Postawił pół pełną butelkę piwska na parapet i tak chwilę stał.
Wydawało mi się, że drżę, ale nie wiedziałam z jakiego powodu, czy z zimna, czy ze strachu.
– Siniak będzie jak nic – stwierdził unosząc lekko mój podbródek. – Słaba kara za niewierność – dodał z cynicznym uśmiechem na ustach.
– Chcesz się nade mną znęcać psychicznie? Chciałam odejść, zostawić cię w spokoju. Przyznałam się sama, nawet się nie domyślałeś. Czego ty jeszcze człowieku ode mnie chcesz?! – wykrzyczałam przez łzy.
– Czego chcę Amando? Chcę ciebie. A ponieważ zachowałaś się jak dziwka to jak dziwkę powinienem cię potraktować – wypowiedział te słowa z jakąś taką wielką pasją w głosie. – Odłóż to – dodał i wytrącił mi z rąk jakieś niemowlęce body.
Poczułam jego dłoń na moim biodrze, jego język wdarł się w moje usta.
– Oszalałeś? – zapytałam kiedy na chwilę oswobodziłam się z jego więzów.
– Ani trochę – odpowiedział przyciskając mnie do ściany, wręcz o nią rzucając.
– Jesteś moją żoną, przypominam – dodał całując mnie po szyi, dociskając swoim ciałem do ściany, a jednocześnie zdejmował swoją bluzę przez głowę, choć była na zamek.
– Olek proszę, nie w ten sposób – wyłkałam kiedy poczułam, że odwraca mnie twarzą do ściany i przyciska do niej jak najmocniej, ale na tyle delikatnie by nie zrobić mi krzywdy.
– A co? Czyżby mojej żonce seks z mężem nie sprawiał przyjemności? Wolisz z przyjaciółmi męża co?
– Nie spałam z nim.
– Zamknij się – usłyszałam, a zaraz potem poczułam jak odpina guzik moich dżinsów.
– Aleks, błagam cię, nie tak – mówiłam przez łzy do człowieka, który całował mnie po szyi, który ściskał zachłannie i boleśnie moje piersi. Próbowałam go odepchnąć, ale był silniejszy, sporo silniejszy.
– Boisz się co? – wyszeptał mi do ucha kiedy już oswobodził moje pośladki z dżinsów. Nie byłam pewna czy sam ma jeszcze na sobie dresy, czy już może je zdjął.
– Powinnaś się cieszyć, że chce się z tobą kochać, bo powinienem cię zabić! – wyszeptał, ale niemal krzycząc mi do ucha, tak warcząc do niego. – Powinienem zatłuc jak psa, jak sukę – dodał odchylając na bok materiał moich stringów.
W tym momencie byłam pewna, że mój mąż nie ma na sobie już żadnego materiału. Wyczuwałam bowiem jego penisa na moich pośladkach, czułam jego palec wskazujący we mnie. Nienawidziłam go w tamtym momencie, ale wciąż nie potrafiłam odgonić od siebie myśli że to moja wina.
– Jesteś jak on – wyszeptałam nie rozumiejąc sama siebie, bo zapchany nos i łzy skutecznie kaleczyły moją wymowę.
– Może na nikogo więcej nie zasługujesz – odrzekł spokojnie, ale dało się słyszeć gniew w jego głosie. Jego wielka dłoń ściskała bardzo mocno moje oba nadgarstki. Przygwoździła je do ściany tuż nad moją głową. Kiedy próbowałam je wyrwać z jego stalowego uścisku, on tylko mocniej dociskał je do ściany. Czasami odstawiał je od tej ściany tylko po to by za moment pierdolnąć nimi z całej siły o ten przeklęty mur. Ja byłam miedzy tym murem, miedzy tym murem i nim.
– Powinnaś się cieszyć – usłyszałam na domiar złego.
– Powinnaś być mi wdzięczna – przy wypowiedzeniu tych słów poczuwam jak wsuwa w moje wnętrze drugi ze swoich palców tym razem chyba środkowy. – Mógłbym cię wziąć na sucho, ciesz się, że staram się cię podniecić – dodał.
Poczułam kolejny z jego palców, tym razem kciuk i nie tam gdzie powinnam. Zabolało, wiedział o tym, musiał to czuć. Musiał się domyślać co ja teraz czuje, przecież nie był głupi, ale przecież właśnie o to mu chodziło. Chciał mnie upodlić, upokorzyć. Nie działały na niego ani prośby, ani błagania. W elektronicznej niani usłyszałam krzyk. Nie wiedziałam do których z moich synów należy płacz, ale instynktownie chciałam do nich pobiec, jeden z nich mnie potrzebował. Aleks jednak na to nie pozwolił. Wciąż trzymał mnie w tej samej pozycji. Wciąż bawił się swoimi palcami we mnie, tylko po to by później jego łapska błądziły po moim ciele.
– Olek, pozwól mi do niego iść. Wrócę do cholery, słyszysz! – krzyczałam, ale zaśmiał się tylko.
– Za moment skończymy i polecisz do tych bękartów. Jesteś pewna, że są moimi dziećmi, moimi albo Huberta? Może to dzieci jakiegoś innego co!? Może nawet znam tego kogoś! – wydzierał się choć jego usta były przy moim karku niedaleko ucha, na tyle blisko że wyczuwałam jego oddech, jego przyspieszone bicie serca. Mogłam znieść to, że obraża mnie, ale nie to, że obraża moich synów. Mną mógł pomiatać, ze mną mógł robić wszystko co chciał, ale nie z nimi. Obiecałam sobie, że nigdy nie pozwolę by ktokolwiek ich źle traktował nawet on. Po raz kolejny poczułam jego penisa na swoich pośladkach. Tym razem modliłam się o to by zrobił to jak najszybciej, by szybko doszedł i bym już mogła zajrzeć do dzieci, utulić tego który płakał. Momentalnie krzyk ustał, natychmiastowo, to wzbudziło we mnie niepokój, ale o dziwo nie tylko we mnie. Poczułam jak moje dłonie, które jeszcze nie dawno miałam nad głową opadają wzdłuż ciała, nie czułam już uścisku Aleksa, w ogóle go nie czułam. Nagle usłyszałam jego krzyk, krzyk który odbijał się echem i niósł się po całym domu. Słuchać go było za ścianą, słychać przez drzwi, a nawet przez elektroniczną niańkę:
– Patryk, Patryk do cholery! Synek!
Ujrzałam go potrząsającego w górze niemowlakiem, który zaniósł się, ale kilka sekund później znów przeraźliwie krzyczał. W tamtych momencie to był najszczęśliwszy moment w moim życiu, a ten dźwięk był paradoksalnie jednym z najpiękniejszych dźwięków, coś jak muzyka. Cieszyłam się po prostu, że ona gra.

Fragment 15
Aleksander (Samuel)

Odwróciłem się z Patrysiem na rękach. Instynktownie przytuliłem opatulonego w polarowe śpioszki malca by przestał płakać. Czułem jego główkę swoją dłonią, jego ślinę na ramieniu, jego oddech na karku i to w tamtym momencie było piękne.
– Daj mi go – zażądała Amanda.
Odwróciłem się do niej, była zaryczana, wręcz czerwona na twarzy od płaczu. Na jej twarzy było widać nierówności w rozsmarowaniu fluidu. Wcześniej był perfekcyjnie nałożony, ale łzy zrobiły swoje. Na jej lewym policzku widniał widoczny siniec, już nabierał fioletowych odcieni.
– Proszę, ale się uspokój – rzekłem i podałem jej syna.
Przytuliła go do siebie i płakała dalej. Nie mogłem jakoś patrzeć na tę scenę. Ruszyłem wolnym krokiem pierw do sypialni, by założyć na siebie jakiekolwiek ubranie, wciągnąłem tylko dżinsy, a potem udałem się do mojego gabinetu, wcześniej zamykając drzwi i włączając alarm w całym domu. Zamknąłem się w tym pomieszczeniu i pragnąłem nigdy więcej nie wychodzić, ale tak się przecież nie da. Co się stało, to się nie odstanie. Ona nie wymarzę tego pocałunku, ja nie wymarzę tego niedokończonego gwałtu. Zresztą jakiego gwałtu, jest moją żoną. Żony przecież nie da się zgwałcić, ale to nie znaczy by brać ją siłą przyciśniętą do ściany. Minęło kilka godzin, a ja wciąż siedziałem i wpatrzony byłem w przesuwające się wskazówki zegara. Pamiętam kiedy go dostałem, wspominałem te czasy:
– To takie nawiązanie do naszej pierwszej ostrzejszej wymiany zdań – powiedziała kładąc na moje biurko sporej wielkości kwadratowy zegar. Z jednej strony miał wyświetlacz elektroniczny, a z drugiej wskazówki.
– Nie nazwałbym tamtej rozmowy naszą pierwsza ostrzejszą wymianą zdań. Bywały też inne – zwróciłem się do wtedy jeszcze blondynki.
Amanda wtedy usiadła na moim biurku i za krawat przyciągnęła mnie do siebie. Poczułem jej zęby na mojej dolnej wardze, poczułem, że najchętniej wziąłbym ją tu i teraz, ale już za moment pukanie w parapet nam przeszkodziło.
– Amanda – krzyknąłem wybiegając z gabinetu, powróciłem już do rzeczywistości. Znalazłem ją w pokoju chłopców, siedzącą na kanapie, lulającą w kołysce Kamila. Nawet na mnie nie spojrzała, nie odezwała się też ani słowem.
– Nie tak to powinno być, nie tak wyszło – powiedziałem do niej. Kiedy siadałem obok wzdrygnęła się w przestrachu i odsunęła na odległy koniec kanapy.
– Nie chcę ci nic zrobić – dodałem pośpiesznie dla uspokojenia, ale to raczej nie pomogło. Były to przecież tylko słowa.
– To przez zazdrość. Pocałowałaś innego, będąc moją narzeczoną. Jezus, nawet nie wiem co mam teraz mówić. Jesteś młoda, piękna, możesz mieć każdego.
– Z dwójką dzieci – powiedziała kpiąco i pytająco zarazem.
– Nie wierzę, że jesteś ze mną tylko dla dzieci, ale jeśli tak jest uwierz, że ja pragnę twojego szczęścia. Uszczęśliwię cię, obiecuje.
– Tak jak dziś? – zapytała wstając.
– Czy seks z mężem, to naprawdę dla ciebie aż tak straszna kara?
– Z takim mężem jak ty, tak – odpowiedziała wychodząc.
– Mam dość. Cokolwiek nie zrobię jest źle! – krzyknąłem idąc za nią.
– To ty mnie zdradzasz, ty chimerujesz, ty się wyprowadzasz, a to moja wina tak? Moja bo co? Bo zechciałem cię pokochać. Ja nawet tego nie chciałem, samo tak wyszło, mam za to cierpieć do końca życia? – Mówiłem do niej tak długo, aż znaleźliśmy się w sypialni.
– Nie zdradzam cię, to był tylko pocałunek.
– W takim razie dzisiejszą noc spędzisz sama…
– Nawet nie mam ochoty z tobą – przerwała mi.
– Ale daj mi dokończyć. Ja tej nocy będę się całował z jakąś luksusową prostytutką. Chociaż nie wiem po co mam za to płacić, mając żonę w domu, ale skoro żonka ma jakieś fanaberie to przyjemniej jest zapłacić – rzekłem wychodząc. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz