Fragment 11
Aleksander (Samuel)
Tego dnia grałem z chłopakami w kości. Oczywiście Kamil
wygrywał, śmialiśmy się z tego powodu z niego, podpierając się przysłowiem, że
głupi ma szczęście.
– Dobrze,
przestańcie już tak. Przecież gdyby jeden z drugim był taki mądry, za jakiego
się uważa, to też by wygrał – powiedział Kamil, który miał na sobie rozpiętą,
turkusową koszulę i białe spodenki.
– No nie do
końca, drogi kolego. Wszakże kości są jak loteria, trzeba mieć szczęście, bo
nigdy się nie wie, na co się trafi – powiedział Patryk ,ubrany w dresowe
spodnie i bez koszulki.
– Majka!
Choć no tutaj na moment! – krzyknął Kamil na kobietę, która była w drugim
pokoju.
– Co się
stało? – zapytała, zaglądając do nas. Miała na twarzy dużo czegoś, jakby kremu.
Zapewne była to jakaś maseczka. Majka była ubrana w koszulkę Patryka. Ogólnie
chyba wszyscy mieliśmy jakiegoś lenia, bo dochodziła już jedenasta, a wszyscy
byliśmy tacy porozbierani, ja miałem na sobie jakiś piłkarski komplet Barcelony,
który służył mi za piżamę.
– Wyłóż
swojemu chłopaczkowi w nocy rachunek prawdopodobieństwa, to mu się bardziej
przyda niż wykładanie… He he he – powiedział Kamil ze znaczącym odchrząknięciem
na końcu i poczuł na szyi rękę Patryka. – Ała, ty debilu, będę miał ślad! –
krzyknął.
– Serio, aż
taki delikatny jesteś? – zapytał Patryk ze śmiechem.
– W co
gracie? – wtrąciła się Majka.
– W kości –
odpowiedziałem, podczas gdy moi przyjaciele zaczęli się przepychać. – Nie
zachowujcie się jak dzieci – powiedziałem do nich.
– Nie bądź
taki poważny – rzucił Patryk w moją stronę i podszedł do Majki. – Co ty masz na
twarzy, kochanie? – zapytał.
– Maseczkę
z… – nie dokończyła, bo Patryk ją pocałował.
– Mamy
gwizdać czy klaskać? – zapytał Kamil z ekscytacją dziecka w głosie.
– Jak
chcesz i tak to olejemy, prawda, kochanie? – zapytała Majka Patryka.
– Tak,
prawda – odpowiedział z triumfalnym uśmiechem, patrząc w naszą stronę.
Wtedy
rozległ się dzwonek do drzwi, a Majka zaproponowała, że otworzy, jednak Patryk
ją powstrzymał.
– Zaczekaj,
bo jeśli to listonosz, to go przestraszysz.
– To nie
było miłe – skomentowała.
– Wiem –
odpowiedział i otworzył drzwi, a Majka usiadła chwilę z nami. Rzuciła dwiema
kośćmi, wypadły dwie szóstki, więc zapytała: – Co wygrałam.
– Buziaka –
odpowiedział Kamil i pocałował ją w policzek, po czym się skrzywił. – Jaka ta
maseczka ohyda – dodał.
– Aleks,
ktoś do ciebie! – krzyknął Patryk z przedpokoju, a ja usłyszałem, jak mówi do
gościa: – Proszę, wejdź.
–
Cześć, Amanda! – wykrzyknął Kamil uradowany, gdy tylko zobaczył dziewczynę w
czerwonym płaszczyku.
– Nie
zwracaj na niego uwagi, chyba się dziś uderzył w głowę, wstając – powiedziała
Majka. – Chodź, siadaj z nami – dodała.
– Nie, daj
spokój. Ja tylko na moment do Olka – odpowiedziała. – Właśnie, można cię na chwilkę
prosić.
– Pewnie,
chodźmy do mnie – odpowiedziałem, wstając.
Znaleźliśmy
się w moim pokoju, zamknąłem drzwi, a Amanda zajęła miejsce na obracanym
krześle przy biurku.
– To coś
znowu zmajstrowała? – zapytałem, widząc jej poważną minę.
– No tym
razem nic – odpowiedziała.
– To
cudownie, chcesz nagrodę? – zapytałem z uśmiechem i usiadłem na łóżku.
– Poproszę
– powiedziała i wyciągnęła rączkę w moim kierunku. Przez chwilę zastanawiałem
się, co zrobić.
Amanda
uśmiechała się pod nosem, wiedząc, że mnie zaskoczyła. Sięgnąłem za siebie do
salaterki, znajdującej się na parapecie i chwyciłem za jednego z cukierków.
– Proszę
bardzo – odpowiedziałem, kładąc na jej dłoni krówkę.
– Dziękuję.
A teraz tak na poważnie. Pamiętasz, jak powiedziałeś, że to, że nie jesteśmy
razem to tylko mój wybór? – zapytała.
– Pamiętam.
– A gdybym
wybrała inaczej? – zapytała, zdejmując płaszcz.
– Wybierz
inaczej, a się przekonasz.
– Wybieram
inaczej – powiedziała z uśmiechem na ustach.
– A
wyzbyłaś się swoich starych przyzwyczajeń? – zapytałem, a w jej oczach
dostrzegłem, że doskonale rozumie, co mam na myśli.
– Tak i
przyjmuję tę pracę, co mi zaproponowałeś.
– No to w
takim razie chodź tu do mnie, moja ty dziewczyno – powiedziałem, chwytając ją
za dłoń i przyciągając do siebie tak, by w końcu usiadła mi na kolanach.
– Słucham? – zapytała.
– No
właśnie o słuchu chciałem z tobą porozmawiać, a konkretnie to o słuchaniu się.
Masz się mnie słuchać i od dziś żadnych bójek, wybijania komuś zębów,
rozcinania głów, szantaży, zastraszeń, gróźb i żadnych – tu się zamyśliłem,
szukając odpowiedniego słowa, ale nie znalazłem go. – Będziesz mi musiała
wybaczyć określenie, żadnych sponsorów – dokończyłem.
– Dobrze,
wybaczam określenie – powiedziała poważnie.
– A co dalej? – zapytałem.
– No
zgadzam się, żadnych tych co wymieniłeś. – Pocałowała mnie w policzek. – W tym
stroju wyglądasz jak nie ty – powiedziała nagle.
– A czemu
ty nie w szkole? – zapytałem nagle, zdając sobie sprawę z tego, że jest
czwartek.
– Zrobiłam
sobie wagary, usprawiedliwię się jutro – powiedziała, jak gdyby się nic nie
stało.
– Sama czy
podpiszesz się za matkę? – zapytałem.
– Właściwie
to masz rację, jest problem. Bo ją odesłałam za granicę, według mojej
nauczycielki ona tam nadal tam jest, więc nie mogę się za nią podpisać. Kurde,
ale bym wtopę zaliczyła. – Amanda po wypowiedzeniu tych słów obdarowała mnie
długim i namiętnym pocałunkiem. – A może tak ty byś mógł? – zapytała.
– Dobrze,
zadzwonię do niej, ale to ma być ostatni raz, jasne?
– Jasne,
jasne, tatusiu – odpowiedziała i po ujrzeniu mojej miny dodała. – Dobrze, dobrze
już tak nie będę mówiła, już się nie gniewaj. Aleks, nie patrz się tak bo ja
się ciebie boję.
– Nie masz
powodu się mnie bać, piękna. Jeszcze nie, ale jak mi złamiesz którąkolwiek z
obietnic, to powód się znajdzie – uprzedziłem.
– Dobra, dobra, masz wolne?
– Mam – odpowiedziałem.
– Idźmy na spacer – zażądała.
– Nie ma
sprawy, dokąd tylko sobie życzysz.
– Życzę
sobie, byś wcześniej się przebrał – powiedziała, sięgając po błyszczyk do kieszeni
swoich granatowych dżinsów.
– Tyle to
sam wiem – odpowiedziałem, zdejmując koszulkę i podchodząc do szafy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz