czwartek, 4 kwietnia 2013

Czego im wciąż brak? - Fragment 13

Fragment 13
Aleksander (Samuel)

Droga z Karpacza dłużyła się w nieskończoność. Mijający nas ludzie podążali szybciej niż my ciągnący się w tym korku. Nie dziwne, że przy pierwszej lepszej okazji postanowiłem odbić na autostradę. Droga niby dłuższa, ale i o wiele szybsza.

- Co ty robisz?! – krzyknąłem na Amandę, która chwyciła niespodziewanie za mój telefon.

- Czytam czy byłeś grzeczny podczas mojej nieobecności.


- Byłem idealny, odłóż telefon na miejsce – poleciłem.

- Dlaczego się tak pieklisz? Czyżbyś coś przede mną ukrywał po miesiącu małżeństwa?

- Nic nie ukrywam, ale to nie ładnie grzebać w cudzych rzeczach – odpowiedziałem z uśmiechem na ustach, ciągle patrząc na drogę.

- Ty w moich jakoś grzebiesz – Amanda brnęła dalej i zapędzała mnie tym w kozi róg.

- Raz mi się zdarzyło, ale ty pisałaś smsy w środku nocy.

- Będziesz mi to teraz wypominał!? – krzyknęła. – Może za moment mi powiesz, że ty miałeś powody mnie sprawdzać, a ja ciebie nie co? – dodała pretensjonalnym tonem.

- Możesz czytać, ja nie mam nic do ukrycia. Nie podoba mi się tylko to, że wzięłaś telefon bez pytania. Powinnaś pierw zapytać, a bym ci pozwolił – odpowiedziałem.

- Już go nie chcę – oznajmiła i wrzuciła go do schowka.

- Co ty robisz?! – krzyknąłem. – Nie rzucaj bo jest nowy – dodałem.

- Na telefonie zależy ci bardziej niż na mnie – stwierdziła i spojrzała w boczną szybę.

- Co ty za głupoty opowiadasz?

- W Karpaczu przez cały dzień bawiłeś się telefonem, pisałeś smsy, a na mnie nie zwróciłeś ani razu uwagi. Teraz też głupi telefon jest ważniejszy ode mnie. Nim rzuciłam delikatnie i jest źle, a gdybym to ja np. spadła ze schodów to byś się cieszył bo nie musiałbyś już usuwać wysłanych smsów! – krzyknęła.

- Przeginasz. Pisałem z Fabianem i Patrykiem ustalaliśmy coś. Nie moja wina, że mi się nie zapisują wysłane smsy, ale odebrane możesz sobie poczytać – wyjaśniłem mając nadzieję, że dyskusja została już pogrzebana. Już po chwili okazało się jak bardzo się myliłem.

- Wolisz mnie czy ten jebany telefon? – zapytała.

- Co to w ogóle za pytanie? Oczywiście, że ciebie.

- W takim razie się z nim pożegnaj – odparła i wyjęła telefon ze schowka. Otworzyła szybę i trzymała go na samej krótkiej smyczcę poza samochodem.

- Co ty wyprawiasz do jasnej cholery!? Amanda zachowuj się normalnie bo za moment przeciągniesz strunę – zagroziłem i wyciągnąłem dłoń w jej kierunku, ale nie potrafiłem szarpać się z nią o komórkę i prowadzić samochodu jednocześnie. Bałem się, że z powoduje wypadek. Obie moje dłonie powróciły więc na kierownicę.

- Czyli telefon jest ważniejszy? Oddam ci go, możesz sobie go wsadzić w tyłek – powiedziała i rzuciła telefonem na tylne siedzenie. Szybę zasunęła.

- Co w ciebie wstąpiło? – zapytałem by przerwać milczenie, które chyba było już gorsze od awantury.

- Ty ruszasz mój telefon i jest ok, ja dotknę twój i się pieklisz, a to nie jest normalne – odpowiedziała.

- Nie piekle, ale nie potrafię skupić się na jeździe gdy się tak zachowujesz.

- Czemu nie zapisują ci się wysłane wiadomości? – zapytała nagle.

- Od początku tak mam i nie ustawiłem by się zapisywały, uznałem, że mi to niepotrzebne – odpowiedziałem szczerze.

- Tak jasne, mów swoje, a ja i tak wiem swoje.

- Amanda, nie widzieliśmy się tydzień, a ty szukasz pretekstu do awantur. Zastanów się co ty robisz i jaki to ma cel, bo choć cieszy mnie to, że jesteś zazdrosna to w tej chwili równie mocno mnie wpienia – wyjaśniłem dokładnie i rzeczowo, a ona zareagowała jakoś tak nerwowo bardzo.

- Ja nie jestem kurwa zazdrosna! Nigdy nie byłam zazdrosna o żadnego faceta więc o ciebie też nie będę! Zapamiętaj to sobie! – wrzeszczała i uderzyła cztery razy nogą na oślep.

- Pewnie, bo to oni mieli być zazdrośni o ciebie. Wtedy pewnie więcej płacili! – odkrzyknąłem, ale nie spojrzałem w jej kierunku ani przez chwilę.

- Nie będziesz mnie obrażał! Nie pozwolę sobie na to! – wrzeszczała i chciała otworzyć drzwi, ale skutecznie i szybko je zablokowałem.

- Stań i je otwórz! – wrzeszczała dalej i trzaskała klamką od drzwiczków. – Ja chcę wysiąść!

- Uspokój się do jasnej cholery! – warknąłem chyba głośniej niż zazwyczaj, ale najczęściej jest tak, że gdy jedna osoba krzyczy to druga czyni to głośniej i tak na zmianę. W tym wypadku również nie było inaczej. Amanda wrzeszczała dalej, odpięła pasy i doskoczyła do mnie z łapami. Pierw chciała sięgnąć do przycisku który odblokuje jej drzwi. Postanowiłem postawić na spokój i skupić się na prowadzeniu. Odepchnąłem ją delikatnie, na chwilę zamilkła.

- Odwiozę cię do domu, uspokoisz się i porozmawiamy. Nie mogę cię teraz wysadzić. Na autostradzie nie wolno stawać, a moim obowiązkiem jest dostarczyć cię bezpiecznie do domu. Jestem twoim mężem. Zrozum to proszę – wypowiedziałem te słowa do końca, ale już w połowie czułem się jakby mówił do samego siebie, bo Amanda nie zamierzała się poddać, ani choć na moment odpuścić.

Po raz kolejny zaczęła sięgać do przycisku zwalniającego blokadę drzwi, czyniła to bez skutecznie, ale przez to z coraz większym zapałem. Coraz więcej uwagi poświęcałem jej, a coraz mniej prowadzeniu. Nagle przekonałem się, że jadę między dwoma pasami, zasygnalizowało mi to trąbienie z tyłu. Wróciłem na jeden pas ruchu, ale w tym samym momencie poczułem, uderzenie w jeden bark i zaraz potem rączka mojej żony spoczęła na klaksonie. Nacisnęła go kilka razy entuzjastycznie i darła się bym ją wypuścił wreszcie z tego cholernego samochodu. Przypomniało mi się jak kiedyś, dawno temu straciła panowanie nad sobą, to również miało miejsce w samochodzie. Teraz jechałem już zygzakiem, nie dawałem rady na dłuższą metę odpychać ją, blokować jej dostęp do przycisku i kierownicy, a jednocześnie prowadzić i koncentrować się na jeździe. Jednocześnie bałem się o to, że weźmiemy czynny udział w wypadku samochodowym jak i o to, że uda jej się odblokować drzwi i w przypływie furii co odbiera rozum wyskoczy z auta. Widziałem na zmianę drogę, twarz Amandy i słyszałem jej krzyk. Machnąłem prawą ręką, trafiłem ją wierzchem dłoni i krzyk przerodził się we wrzask bólu. Wbiła się w siedzenie pod wpływem uderzenia. Wiedziałem, że instynktownie sięgnęła ręką do twarzy, kobieta zawsze ma taki odruch po uderzeniu, zawarte jest to w filmach i książkach, ale nigdy nie myślałem, że poznam to w życiu. Zmieniłem bieg i położyłem obie dłonie na kierownicy, trzęsły się, a ja chciałem zapanować nad ich drganiem. Udało mi się to osiągnąć po pewnej chwili. Dopiero teraz spojrzałem na swoją prawą dłoń i zobaczyłem na niej niewielką stróżkę krwi. Dopiero teraz dobiegł do mnie płacz mojej żony i ciche proszenie przez łzy o to bym ją wysadził z samochodu…

- Powinnaś zapiąć pasy – powiedziałem, ale to był jakby nie mój głos. Nie zareagowała.

- Zapnij, proszę. Jedziemy z dużą prędkością, gdyby teraz był wypadek, a ja musiałbym ostro zahamować to wypadłabyś przez przednią szybę – starałem się dotrzeć do niej spokojnymi słowami, ale i to poszło na marne. To było kompletnie bez sensu, na Amandę nie działało w tej chwili nic. Płakała, miała powód, ale bez przesady. Polecenie przecież mogła wykonać bez szemrania, bolał ją polik, a nie dłoń do jasnej cholery!

- Zapnij pasy powiedziałem i to raz! – Nie wierzyłem, że po tym wszystkim nie działa na nią nawet krzyk.

- Powinnaś się słuchać – powiedziałem ostro obcym mi głosem, a te słowa ledwo przechodziły mi przez gardło, ale postanowiłem, że skoro już zacząłem to dokończę. – Zapniesz te pasy, albo w przeciwnym razie w domu tak cię stłukę, że miesiąc z niego nie wyjdziesz – dokończyłem, a każde słowo jakby wypaliło piętno w moim sercu, albo w duszy, nie mam pojęcia gdzie, ale bolało jak cholera.

Usłyszałem charakterystyczny szczęk. Był to dźwięk zapinanych pasów. Powinienem poczuć dumę, zadowolenie, cokolwiek. Przecież stanęło na moim, ale nie czułem nic, zupełnie nic. Tylko te cholerne wyrzuty sumienia po akcie przemocy, przez bezsilność, z braku innych opcji.


Dojechaliśmy pod dom. Pilotem otworzyłem bramę wjazdową, a później garaż. Zerknąłem na Amandę. Płakała. Było mi jej szkoda, ale bez przesady. Wjechałem do garażu i wysiadłem z samochodu.
– Chodźmy do domu – zaproponowałem mojej żonie otwierając jej drzwiczki.
– Już idę – odrzekła wysiadając, a ja poczułem, że chociaż raz jest posłuszna.
Przekroczyliśmy próg i od razu powitała nas Paulinka – córka pana Henia. Zajmowała się chłopcami właściwie cały dzień. Amanda odwieszała swój płaszcz na wieszak i zdejmowała kozaczki.
– Stało się coś? – zapytała Paulina dając mi na ręce Patrysia.
– Nie, właściwie nic. To tylko drobny wypadek w górach – wyjaśniłem gdy jej wzrok padł na Amandę, z pewnością lustrowała jej siniaka na jedną czwartą twarzy więc postanowiłem zachować pozory.
– Ja bym raczej powiedziała, że na autostradzie – wypaliła nagle Amanda.
– Mieliście wypadek? – zapytała z przerażeniem czarnowłosa opiekunka naszych bliźniaków.
– Nie, skądże. Mąż ma po prostu ciężką rękę – rzekła wyjaśniająco Amanda, skinęła głową i ruszyła na górą.
– Przepraszam nie powinnam się wtrącać proszę pana – powiedziała z lekkim przerażeniem w głosie.
– Masz racje, nie powinnaś, ale to drobiazg i nic nie szkodzi. Jak maluchy? Grzeczni byli?
– Kamilek to aniołek, ale ten tu to diabeł wcielony. Wcale nie śpi i ciągle chce by go nosić i go zabawiać – wskazała na Patrysia palcem i pogłaskała go po główce.
– Bo mój synek jej po prostu towarzyski – stwierdziłem pozwoliłem Patrysiowi złapać mój palec swoją małą rączką.
– Jeśli chce pan porozmawiać z żoną, albo coś to ja chętnie jeszcze z nimi zostanę – zaproponowała dziewczyna.
– Nie, nie ma takiej potrzeby. Pieniądze leżą na komodzie.
– Ale to za dużo, o dużo za dużo.
– Daj spokój, wiem ile przy nich jest roboty. Mam jednak prośbę. Nie mów nikomu o… – nie musiałem kończyć.
– Nie musi nikomu mówić. Policja za kilka minut tu będzie, wszyscy sąsiedzi zobaczą – usłyszałem głos Amandy za moimi plecami.
– Cudownie – skwitowałem jej zdanie tymi słowami nawet na nią nie patrząc.
– To ja już pójdę, do widzenia – powiedziała zmieszana dziewczyna i zamknęła za sobą drzwi.
– Nic nie powiesz? Nie zrobisz awantury? – dopytywała Amanda.
– Nie, chciałaś wezwać policje miałaś ku temu prawo ciekawi mnie tylko co im powiesz – odpowiedziałem wkładając Patrysia do wózka bo zaczął płakać. Rozmontowałem drugą gondolę i w taki sposób z bliźniaczego wózka zrobił się pojedynczy. Zacząłem nim jeździć po pokoju delikatnie lulając na boki.
– Powiem prawdę – zagroziła.
– Nie zabiorą mnie w kabarynie jeśli na to liczysz – uprzedziłem ją.
– Ale mnie uderzyłeś.
– Wiem, ale nie jestem niebezpieczny, nie zagrażam tobie. Możesz zgłosić doniesienie, zrobić obdukcje i wnieść sprawę do sądu, tutaj sprawa dzisiaj zakończy się tylko pouczeniem moja droga.
– Nie bądź tego taki pewny – powiedziała wychodząc z pokoju.
– Amando, zaczekaj. Nie chciałem. To były nerwy i ty o tym wiesz. Sama nie postąpiłabyś inaczej będąc na moim miejscu. Skoro chcesz byśmy mówili prawdę i głosili ją całemu światu na prawo i na lewo to powiedzmy też za co dostałaś, jaką scenę w samochodzie urządziłaś i w jaką histerie popadłaś. – Przerwał nam dzwonek do drzwi.
– Otworzysz kochanie, to zapewne panowie policjanci, których wezwałaś – zwróciłem się do Amandy.
I już za moment usłyszałem „Witam komisarz… bla bla bla” „czy napastnik, zagrażający pani bezpieczeństwu i bezpieczeństwu dzieci jest w domu.”
– Tak jestem – postanowiłem odpowiedzieć i wychyliłem się z salonu wciąż lulając Patrysia by usnął. – Zapraszam panów do środka, porozmawiamy.
– Z góry przyznaję się do tego, że uderzyłem żonę, ale nie zagraża jej żadne niebezpieczeństwo, ani jej ani dzieciom. Oberwała ode mnie podczas jazdy samochodem po autostradzie, ja prowadziłem, a ona uniemożliwiała mi bezpieczne dotarcie do domu. Zagrażała życiu swojemu, mojemu i innym uczestnikom ruchu.
– Co takiego robiła? – przerwał mi jeden z policjantów.
– Wpadła w histerie, a na histeryków najlepiej działa taki strzał w twarz dla uspokojenia i ogarnięcia. Mówiąc wpadła w histerie nie miałem na myśli tylko krzyków, ale to, że mnie szarpała, popychała, przypominam jeszcze raz, że to ja prowadziłem. Trąbiła, odpięła pasy, chciała nawet wyskoczyć jeśli się nie zatrzymam, a ja nie miałem po prostu nawet możliwości stanąć. W przeciwnym razie możecie być panowie pewni, że zatrzymałbym pojazd i trzasnął żonie w pośladki nie w twarz bo i mnie się nie uśmiecha by chodziła z siniakiem. Resztę wyjaśnijcie sobie z nią. Sama kochanie postanowisz czy zrobić obdukcje i wnieść doniesienie, ja zajmę cię w tym czasie naszymi dziećmi zamiast urządzać komedie – wyjaśniłem.
Po lulałem Patrysia jeszcze chwilę, potem mały usnął. Przez cały czas zastanawiałem się o czym Amanda rozmawia z policjantami w salonie, ale postanowiłem jej nie przeszkadzać. W końcu nie wytrzymałem i wparowałem do salonu.
– Idę sobie zrobić herbatki. Dziś tak zimno, może panowie też sobie życzą? – zapytałem przyjacielsko.
– Nie, nie trzeba. Właśnie wychodzimy. Pańska żona poprosiła tylko byśmy pana pouczyli…
– A więc pouczajcie – przerwałem temu jednemu i byłem gotowy wysłuchać ich monologu na temat damskich bokserów, znęcania się i przemocy w rodzinie.
Kiedy policjanci już opuścili nasz dom, a ja wreszcie napiłem się upragnionej herbatki, naturalnie dla Amandy zrobiłem też, przecież nie byłem egoistą. Tak czy inaczej myślałem, że to będzie koniec problemów i niezapowiedzianych wizyt, w ogóle wizyt kogokolwiek. Pragnąłem zostać z nią sam, porozmawiać, zakończyć ten nieudany dzień udanym seksem, ale los miał inne plany. Zadzwonił dzwonek.
– Witam panie Heniu – powiedziałem do starszego mężczyzny, takiego po czterdziestce.
– Dzień dobry. Córka powiedziała mi co zaszło, a teraz zobaczyłem jak policja odjeżdża. Jeśli więc trzeba to ja potwierdzę, że pan jest dobrym człowiekiem i że muchy byś pan nie skrzywdził.
– Dziękuje za wiarę we mnie – powiedziałem do pana Henryka i zamknąłem za sobą drzwi. Postanowiłem przytrzymać go przed domem by Amanda nie słyszała o czym mówi, nie chciałem by przestała go lubić z tego powodu, że w zaistniałej sytuacji był gotowy stanąć po mojej stronie.
– Pan naprawdę jest dobry człowiek. Prace mi pan dał gdy ledwo wiązałem koniec z końcem, nikt nie chciał zatrudnić wdowca z czwórką dzieci na karku, z dwoma synami co się jeszcze uczą.
– Mnie to nie przeszkadzało.
– Dał mi pan dach nad głową i moim dzieciom gdy się sypał stary dom.
– Wolałem by pan był blisko stadniny.
– Co z ta policją wynikło? – dopytywał.
– No nic nie wynikło, przyjechali, pouczenie dali i odjechali – odpowiedziałem z lekkim uśmiechem.
– Ale ktoś ich przecież musiał wezwać, żona. ­– Przytaknąłem twierdząco skinieniem głowy.
– Jak ona tak mogła, doprawdy nie rozumiem. Ma tak dobrego męża, ciepłego, spacerującego z dziećmi w wolnym czasie po wsi, zajmującego się domem, pracującego, dbającego o rodzinę…
– Uderzyłem ją – przerwałem mu tymi słowami, postanowiłem bronić Amandy bo w rzeczywistości miała swoje racje.
– Ale pewnie nie bez powodu.
– No racja, powód był. Jednak sam nie toleruje bicia po twarzy, tu wyszło tak dziwnie. Nie do końca jakbym chciał.
– Tak jak mówiłem, jeśli pan chce bym ja coś poświadczył to ja zawsze powiem, że pan naprawdę jesteś dobry człowiek, kochający rodzinę i rodzinny, tu we wsi przez wszystkich lubiany. A co tyczy się żony, to ja nie widziałem jak pan ją bijesz, raz jak szarpnąłeś, ale jaki chłop w życiu baby nie szarpnął jak jej szajba odbija, każdy by szarpnął więc ja tu akurat pana stronę trzymam. Żonę jednak lubię też, ale jednak szef to szef. Wiec jakby co to wie pan, że ja zawsze po pana stronie stanę.
– Dziękuje za lojalność, zawsze uważałem, że to największa z ludzkich cnót. Ceniona zarówno w związkach, małżeństwach, rodzinie, jak i w pracy, mafii i przyjaźni.
– Ja wiem czym się pan zajmujesz, nie musisz między wierszami. Co pan robisz to robisz, ale dla rodziny przecież robisz, nikomu tym krzywdy nie wyrządzasz. Kto chce to do tego burdelu łazi, kto nie chce to nie idzie, a te kobiety nic nie warte skoro się za kasę puszczają.
– Cicho – szepnąłem.
– A co żona nie wie?
– Nie wszystko wie, kobieta nie może i nie powinna wszystkiego wiedzieć. Z resztą, one nam też wszystkiego nie mówią. Ale o agencji akurat wie, chodzi mi jednak o to, że wolę nazwę agencja, a nie burdel – uśmiechnąłem się ciepło, pożegnałem uściskiem dłoni i wszedłem do domu.
– Kolacje zrób – zwróciłem się do Amandy.
– Sam sobie zrób – odcięła się.
– Dobrze, zrobie i sobie i tobie, na co masz ochotę kochanie?

1 komentarz:

  1. Nie dziwie się Olkowi,że tak zareagował i fajnie wybrnął z tej akcji z policją. Wkurzył mnie tylko ten cały Henio tak na siłę chce się wtrącać.

    OdpowiedzUsuń