czwartek, 21 marca 2013

Aleksander, jaki jest naprawdę? Tego nie wie nikt... - Fragment 6

Fragment 6
Amanda (Magdalena)


Ciemną, obskurną, schodową klatką zmierzam ku górze po drewnianych, skrzypiących schodach. Uderzyłam dłonią zwiniętą w piąstkę w białe, zniszczone drzwi. Po chwili otworzył je lekko rudawy, trochę taki mahoniowy mężczyzna. Chyba go gdzieś już widziałam – ach tak, w kasynie.
– Witam – szukałam w zakamarkach pamięci jego imienia, stanęło więc na samym witam.
– Część Amelia.
– Amanda, jestem Amanda.
– Też ładnie. – Uśmiechnął się do mnie nieco zmieszany, a jednocześnie tak sympatycznie.
– Jest Kamil? – zapytałam.
– Wpadł do domu tylko po to, by z niego wyjść. Żona się na niego rozgniewała, zostawiła dzieci u koleżanki i stwierdziła, że ma dość życia. Teraz jej wszyscy szukają, ale proszę, wejdź. – Wydawał się miły i serdeczny, a jednocześnie taki dziwy.
– Wszyscy prócz ciebie – skomentowałam.
– Ja zostałem w domu, na wypadek gdyby tutaj wróciła, bo była tutaj. Dała mężowi w twarz i uciekła. Tak wiec zostałem by na nią zaczekać aczkolwiek żadna kobieta nie wróci do miejsca, gdzie może spotkać kogoś, przed kim uciekła.
– To czemu zostałeś, skoro o tym wiesz? – zapytałam i usiadłam w kuchni na jednym z taboretów.
– A uważasz, że moim hobby jest zabawa w ganianego i chowanego po całym mieście? – zapytał ironicznie.
– No, nie wydaje mi się, ale to żona twojego kumpla
– Właśnie, dziewczyna kumpla, nie moja. Więc niech z nią sobie radzi sam.
– Egoista? – zapytałam, choć widać było na kilometr, że tak.
– Zdrowy egoizm nie jest taki zły.
– Myślałam, że tylko ja tak uważam. – Uśmiechnęłam się do niego.
– Nie, mała, ty uważasz inaczej. I twój egoizm jest na znacznie wyższym stopniu niż ten mój. Bowiem ty kierujesz się własnymi pobudkami namiętności i chwili, nie myśląc o tym, że krzywdzisz tym innych – powiedział, patrząc mi przy tym cały czas w oczy. Tak właściwie to jego miały ładną, zieloną barwę.
– Co masz na myśli? Kim ty jesteś w ogóle, by mnie oceniać? – powiedziałam, wstając.
– Nie bulwersuj się tak. Usiądź, zrobię ci kawę, chyba że wolisz herbatkę.
– Weź odpowiedź! – krzyknęłam.
– Dobrze, skoro sama się o to prosisz. Przede wszystkim jestem osobą trzecią, patrzę na to wszystko jak na aktorów na deskach sceny w teatrze i wiesz? Stąd czasami lepiej widać. – powiedział, ale mi to nic nie wyjaśniło.
– I co takiego widzisz? – zapytałam.
– Widzę, że Kamil ma żonę, ma rodzinę i powinien być wierny i widzę też, że tobie wcale nie zależy na nim. Dostrzegam też, że lubisz się bawić życiem, a taki zabawowy pociąg łatwo wypada z torów. Szkoda, że ty tego nie dostrzegasz.
– Zależy mi na Kamilu, ale nie tak, jak jemu na żonie. Ty to źle odebrałeś. Ja z nim nie sypiam, człowieku. Poza, tym co ci do tego?
– Nic, ale sama mnie prosiłaś, bym się wypowiedział, a kobiecie nie śmiałem odmówić.
– Sugerujesz, że pokłóciła się z Kamilem przeze mnie.
– Sugeruje, że przez to, iż Kamil nie umie być szczery przy kobiecie. Przez to, że sam jej nie powiedział, gdzie spędził noc, no i przez to, że u ciebie. Chociaż nie wydaje mi się, by o inną kobietę była mniej zazdrosna. Aha, a wszystko przez długi język Majki i mój – wyjaśnił.
– Aha, Majka wie od ciebie. Sylwia wie od Majki. Nie wiedziałam tylko, że te dwie się znają, ale już wszystko rozumiem. A mawia się, że mężczyźni nie plotkują.
– Widzisz, jakie to brednie ludzie czasami mawiają – powiedział, stawiając przede mną szklankę herbaty. – Uznałem, że jest zdrowsza niż kawa – dodał.
– Dziękuję. Mam prośbę. Oddasz Kamilowi jego zegarek? – zapytałam i położyłam na stole złoty zegarek, z dużą tarczą.
– A co, w zegarku było niewygodnie? – zapytał cynicznie.
– Szczerze, to nigdy nie odczuwam różnicy, pa – powiedziałam i skierowałam się do wyjścia.
– Zaczekaj, chodziło mi o to, że jemu niewygodnie było spać w zegarku. – Zatrzymał mnie, wystawiając rękę i zagradzając nią drzwi.
– I tak muszę już iść – skłamałam.
– Wcale nie musisz. Widać, że kłamiesz – stwierdził pewny siebie „A” i coś tam dalej. Na pewno jego imię zaczynało się na „A”, ale jak to dalej leciało, to już nie pamiętałam.
– Po czym spostrzegłeś, że kłamię? – zapytałam, gdyż ciekawość wygrała z dumą i nawet ze zdenerwowaniem.
– Teraz to już mam pewność, bo się przyznałaś. Wcześniej jednak się tylko domyślałem, a powodem było to, że podziękowałaś za herbatę – wyjaśnił.
– To było przez grzeczność – oznajmiłam.
– Nie wątpię, jednak nie dodałaś zdania: niestety jej nie wypiję, bo się spieszę. Przypomniałaś sobie o wyjściu dopiero, gdy poczułaś się przeze mnie obrażona, za co przepraszam, nie miałem tego w planach.
– Zawsze planujesz każdy swój krok, wypowiedź, każdą chwilę? – zapytałam i zrobiłam łyk herbaty.
– Wiesz, Amando, – zamyślił się przez moment – chaos potrafi zabijać. Jednak mimo to ,moje planowanie nigdy nie odbiega zbyt daleko w przyszłość, bo ta niezależny tylko od nas. Ponad to rozmowę zawsze tratowałem poniekąd jak szachy. Trzeba przewidzieć każdy możliwy kolejny krok przeciwnika, w tym wypadku każde słowo.
– Dobra teoria, też kiedyś o tym myślałam. Tylko moje przemyślania dotyczyły postępowania, a nie rozmowy – powiedziałam zgodnie z prawdą.
– Czyli znowu jesteś kilka stopni wyżej niż ja – uśmiechnął się do mnie ciepło.
– Miło się gawędziło, nie zapomnij o tym zegarku. – Wstałam z miejsca i zaczęłam zapinanie guzików mojego granatowego, grubego swetra.
– Mam wrażenie, że za mną nie przepadasz – powiedział, gdy już staliśmy przy drzwiach w przedpokoju.
– Bo nie przepadam – przyznałam mu rację, choć nie miałam stuprocentowej pewności czy rzeczywiście tak jest.
– Za moment się okaże czy mamy rację. – Przybliżył swoją twarz do mojej.
Poczułam jak jego gorące wargi dotykają moich. Nie wiem dlaczego posłusznie je rozwarłam, by końcówka jego języka ślizgnęła się po moich górnych zębach i dosięgła do mojego własnego. Czułam, jak przez chwilę bawi się moją kulką od kolczyka, jak pocałunek staje się głębszy, coraz bardziej namiętny. I kiedy właśnie to wszystko zaczynało się rozkręcać w odpowiednim kierunku, on nagle zrobił to ,co zawsze ja robiłam Hubertowi. Odsunął swoją twarz od mojej, zrobił to szybko, pewnie, a jednocześnie nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów. 
– Jednak za mną troszeczkę przepadasz – skomentował z uśmiechem.
– Bo mnie zaskoczyłeś – powiedziałam i uderzyłam go otwartą dłonią w ramie, tak jak uderza się kumpla.
– Nie protestowałaś, poza tym z pewnością element zaskoczenia uprzyjemnił ci te dwadzieścia osiem sekund.
– Liczyłeś czas? – zapytałam.
– Nie musiałem, mam to już tak opracowane, że wiem i już – odpowiedział ze szczerym, chłopięcym uśmiechem na ustach, które tak właściwie pragnęłam jeszcze kiedyś poczuć na swoich.
– Tak, tak jasne – powiedziałam i otworzyłam drzwi, rzucając krótkie: – To do zobaczenia.
– Z pewnością – powiedział jakby do siebie, myśląc, że tego nie usłyszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz